Hej;) Jakiś czas temu miała miejsce premiera beztalkowych cieni Glamshadows. Jeśli zastanawiacie się nad ich zakupem i szukacie recenzji lub jeśli jesteście po prostu ciekawe mojej opinii na ich temat, koniecznie przeczytajcie dzisiejszy post;)
O CO CHODZI Z TYMI BEZTALKOWCAMI?
Cienie beztalkowe szczególnie polecane są alergikom. Sporo osób ma uczulenie na talk, który jest wypełniaczem, taką substancją transferową w cieniach.
Cienie beztalkowe mają specyficzną konsystencję. Są bardzo miałkie, przez co łatwo się kruszą i osypują podczas nabierania produktu na pędzel, a jednocześnie są dość suche. Najlepiej jest je nakładać płaskim, sztywnym pędzelkiem, wtedy powinny dawać bardzo intensywny kolor na powiece. Dodatkowo nakładając je na mokro uzyskamy bardziej intensywny i metaliczny efekt.
BEZTALKOWCE GLAMSHADOWS - ZALETY I WADY
Beztalkowe cienie Glamshadows mają kilka zalet, ale mają też, w moim odczuciu, sporo wad.
Do plusów tych cieni na pewno należy czystość i intensywność barw - mam tu na myśli to, że limonka faktycznie jest limonką. Cienie nie tracą swojego pierwotnego koloru podczas blendowania, jak to bywa np. w przypadku niektórych cieni z czekoladowych paletek Too Faced. Tam faktycznie niektóre cienie rozcierają się do 'brudu'.
Kolejną zaletą jest też łatwość blendowania tych cieni - ich granice naprawdę łatwo rozcierają się na chmurkę.
Nałożone w odpowiedni sposób na mokro są bardzo intensywne i metaliczne, za co kolejny plus.
Podobają mi się także nazwy, które moim zdaniem wiernie oddają kolory.
Minusów niestety znajduję znacznie więcej... Moim zdaniem cienie ogromnie tracą na intensywności podczas blendowania granic - to, że łatwo się rozcierają to jedno, ale to, że po dwóch ruchach pędzlem po załamaniu na ruchomej powiece zostaje niewiele cienia - to drugie. Oczywiście można je dokładać i blendować, dokładać i blendować, ale to dość mozolna praca, a ja lubię, kiedy makijaż jest szybki, efektowny i przyjemny.
Druga kwestia - dokładając kolejne warstwy cienia, w pewnym momencie na powiekach tworzy się nam widoczna 'skorupka', której ja nienawidzę. Po prostu widać, że mamy gdzieniegdzie sporo nawalonego cienia.
Kolejny problem mam z bazą pod cienie - próbowałam je nakładać na moją ukochaną bazę z Loraca, która świetnie sprawdza mi się do wszystkich innych cieni oraz na bazę do brokatów - NYX Glitter Primer i niestety, cienie bardzo traciły na intensywności w ciągu dnia, bardzo krótko się na nich utrzymywały. Jakby nie były w stanie się dobrze przykleić do bazy, do powieki. Pod koniec dnia zostawała właściwie tylko poświata koloru.
Nakładając je palcem dają bardzo słaby efekt na powiekach, są mało widoczne i bardziej matowo-satynowe niż błyszczące. Nakładając pędzelkiem na sucho - efekt jest znikomy. Najbardziej intensywne, a zarazem metaliczne są nałożone pędzlem na mokro, ale... wtedy rozkładają się bardzo nierównomiernie. Miejscami są bardziej intensywne, miejscami mniej. Miejscami tworzą prześwity. O ile na dłoni, która ma w miarę równą powierzchnię tak tego nie widać - na powiece, która jest nierówna jest to już bardziej widoczne. Na zdjęciach makijażu kompletnie nie było tego widać, na żywo było to bardziej widoczne.
Wszystko, co wymieniłam to oczywiście cechy, właściwości tych cieni, ale w moim odczuciu też ich wady. Na pewno nie jest to zły produkt, ale nie jest to produkt dla mnie. U mnie się nie sprawdził, nie jestem z niego z niego zadowolona, więc, co zrozumiałe, i Wam polecić go nie mogę. Jasne, że na pewno da się z tych cieni wyciągnąć więcej, nie mniej jednak ja jestem zwykłą pasjonatką makijażu, nie profesjonalną wizażystką, która maluje pędzlem jak magiczną różdżką;) Oceniam te cienie ze swojego punktu widzenia, z punktu widzenia zwykłego konsumenta.
Koszt pojedynczego cienia to 16 zł i możecie je zamówić w sklepie Glamshop.pl.
Podsumowując, ja wolę zwyczajne cienie, także te Glamshadows. Swoją drogą recenzowałam też I i II edycję paletki limitowanej. Wiecie, że mam sporo ich produktów i w sumie większość polecam, ale nie wszystko dla każdego. Jeśli koniecznie chcecie wypróbować tę formułę, sprawdzić czy Wam się spodoba, kupcie sobie jeden, dwa cienie;)
Ja zakupu żałuję i no cóż, pewnie postaram się je odsprzedać.
KOMU POLECAM?
Osobom, które są uczulone na talk, bo może być dla nich jedyna opcja;)
KOLORY
Kolory, na które się zdecydowałam to H2O, Chaber, Królewski niebieski, Sztorm, Limonka, Kanarkowy, Fiona, Butelka, Western, Kurkuma, Perlage, Ultra fiolet i Mech. W moim odczuciu jest ogromna różnica w jakości między poszczególnymi odcieniami, ale myślę, że sami to zaobserwujecie na swatchach.
Poniżej możecie z bliska zobaczyć wszystkie kolory:
Do plusów tych cieni na pewno należy czystość i intensywność barw - mam tu na myśli to, że limonka faktycznie jest limonką. Cienie nie tracą swojego pierwotnego koloru podczas blendowania, jak to bywa np. w przypadku niektórych cieni z czekoladowych paletek Too Faced. Tam faktycznie niektóre cienie rozcierają się do 'brudu'.
Kolejną zaletą jest też łatwość blendowania tych cieni - ich granice naprawdę łatwo rozcierają się na chmurkę.
Nałożone w odpowiedni sposób na mokro są bardzo intensywne i metaliczne, za co kolejny plus.
Podobają mi się także nazwy, które moim zdaniem wiernie oddają kolory.
Minusów niestety znajduję znacznie więcej... Moim zdaniem cienie ogromnie tracą na intensywności podczas blendowania granic - to, że łatwo się rozcierają to jedno, ale to, że po dwóch ruchach pędzlem po załamaniu na ruchomej powiece zostaje niewiele cienia - to drugie. Oczywiście można je dokładać i blendować, dokładać i blendować, ale to dość mozolna praca, a ja lubię, kiedy makijaż jest szybki, efektowny i przyjemny.
Druga kwestia - dokładając kolejne warstwy cienia, w pewnym momencie na powiekach tworzy się nam widoczna 'skorupka', której ja nienawidzę. Po prostu widać, że mamy gdzieniegdzie sporo nawalonego cienia.
Kolejny problem mam z bazą pod cienie - próbowałam je nakładać na moją ukochaną bazę z Loraca, która świetnie sprawdza mi się do wszystkich innych cieni oraz na bazę do brokatów - NYX Glitter Primer i niestety, cienie bardzo traciły na intensywności w ciągu dnia, bardzo krótko się na nich utrzymywały. Jakby nie były w stanie się dobrze przykleić do bazy, do powieki. Pod koniec dnia zostawała właściwie tylko poświata koloru.
Nakładając je palcem dają bardzo słaby efekt na powiekach, są mało widoczne i bardziej matowo-satynowe niż błyszczące. Nakładając pędzelkiem na sucho - efekt jest znikomy. Najbardziej intensywne, a zarazem metaliczne są nałożone pędzlem na mokro, ale... wtedy rozkładają się bardzo nierównomiernie. Miejscami są bardziej intensywne, miejscami mniej. Miejscami tworzą prześwity. O ile na dłoni, która ma w miarę równą powierzchnię tak tego nie widać - na powiece, która jest nierówna jest to już bardziej widoczne. Na zdjęciach makijażu kompletnie nie było tego widać, na żywo było to bardziej widoczne.
Wszystko, co wymieniłam to oczywiście cechy, właściwości tych cieni, ale w moim odczuciu też ich wady. Na pewno nie jest to zły produkt, ale nie jest to produkt dla mnie. U mnie się nie sprawdził, nie jestem z niego z niego zadowolona, więc, co zrozumiałe, i Wam polecić go nie mogę. Jasne, że na pewno da się z tych cieni wyciągnąć więcej, nie mniej jednak ja jestem zwykłą pasjonatką makijażu, nie profesjonalną wizażystką, która maluje pędzlem jak magiczną różdżką;) Oceniam te cienie ze swojego punktu widzenia, z punktu widzenia zwykłego konsumenta.
Koszt pojedynczego cienia to 16 zł i możecie je zamówić w sklepie Glamshop.pl.
Podsumowując, ja wolę zwyczajne cienie, także te Glamshadows. Swoją drogą recenzowałam też I i II edycję paletki limitowanej. Wiecie, że mam sporo ich produktów i w sumie większość polecam, ale nie wszystko dla każdego. Jeśli koniecznie chcecie wypróbować tę formułę, sprawdzić czy Wam się spodoba, kupcie sobie jeden, dwa cienie;)
Ja zakupu żałuję i no cóż, pewnie postaram się je odsprzedać.
KOMU POLECAM?
Osobom, które są uczulone na talk, bo może być dla nich jedyna opcja;)
KOLORY
Kolory, na które się zdecydowałam to H2O, Chaber, Królewski niebieski, Sztorm, Limonka, Kanarkowy, Fiona, Butelka, Western, Kurkuma, Perlage, Ultra fiolet i Mech. W moim odczuciu jest ogromna różnica w jakości między poszczególnymi odcieniami, ale myślę, że sami to zaobserwujecie na swatchach.
Poniżej możecie z bliska zobaczyć wszystkie kolory:
Od lewej - górny rząd: H2O, Chaber; dolny rząd: Królewski niebieski, Sztorm |
Od lewej - górny rząd: Limonka, Kanarkowy; dolny rząd: Fiona, Butelka |
Od lewej - górny rząd: Western, Kurkuma; dolny rząd: Perlage, Ultra fiolet |
Mech |
Zwróćcie uwagę na różnicę w wykończeniu, w intensywności i sposobie rozkładania się cieni.
Perlage |
Limonka |
Kanarkowy |
Chaber |
Królewski niebieski |
Sztorm |
Mech |
Butelka |
H2O |
Ultra fiolet |
Fiona |
Kurkuma |
Western |
Dajcie znać w komentarzach, czy jesteście ciekawe tej formuły cieni, czy macie je, czy jesteście zadowolone. Napiszcie, czy podobają Wam się kolory.
Ech, tak coś czułam, że będą trudne w użytkowaniu. Strasznie nie lubię nakładać cieni na mokro... Hania każe je wciskać tymi nowymi aplikatorami, ale jakoś nie chce mi się w to bawić ;)
OdpowiedzUsuńJa akurat często nakładam cienie na mokro, ale te nawet na mokro nie dają satysfakcjonującego efektu. Ma wyjść żel-baza pod te i inne cienie, ale sama nie wiem... Boje się, że wydam kolejne pieniądze i dalej nie będę zadowolona.
UsuńSzkoda, że są takie ciężkie w użytkowaniu, bo do tanich to one nie należą :(
OdpowiedzUsuńDokładnie;( Te ze standardowej kolekcji są tańsze i dużo łatwiejsze w pracy.
UsuńO dziekuje za rzetelna opinie, wlasnie jak tylko weszly do sklepu zastanawialam sie nad nimi, z czystej ciekawosci. Lubie Hanie i to co robi ale milo tez poczytac o wadach produktu. Dziekuje i wiem, ze jednak wybiore normalne cienie :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że moja recenzja się przydała;) Te z normalnej kolekcji bardzo polecam;)
UsuńPiękne kolory mają :) Szkoda jednak, że są problematyczne :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, kolory warte grzechu:)
UsuńBeztalkowców nie miałam ;) Te tradycyjne sprawdzają się u mnie w porządku. Kolorki tych są przepiękne i mimo problematycznej aplikacji skłonna byłaby się na nie skusić ;) Po błyszczące cienie nie sięgam zbyt często, więc od czasu do czasu mogę troszkę nad nimi popracować dla ładnego efektu ;)
OdpowiedzUsuńW takim wypadku myślę, że byłabyś z nich zadowolona;)
UsuńMam trzy soczyste cienie z Kobo, właśnie beztalkowe, trochę żelowe i mokre w konsystencji, ale ja je nakładam palcem, bo tak najlepiej się prezentują :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie te nie są mokre i żelowe, tylko suche i kruche i ciężko się nakładają.
Usuń